Wielkie sławy i wielkie
przyjaźnie
Równie
liczne jak przygody z podróży Tansmana, są znajomości, które zawierał w ciągu
swego długiego życia. Niektóre z nich rozwinęły się z czasem w prawdziwe
przyjaźnie. Jedną z takich niezwykłych znajomości była relacja z legendarnym
hollywoodzkim, reżyserem i aktorem Charlie Chaplinem:
Byliśmy na
kolacji, po której Chaplin pokazał nam jeszcze przed premierą swój film pt.:
Cyrk. No i od tego czasu zaczęła się nasza przyjaźń. Później poświęciłem mu
swój koncert fortepianowy, grany na wolnym powietrzu w Hollywood Ball. 22
tysiące osób było na tym koncercie, a on wyszedł na scenę z ukłonami. I
właściwie tylko dzięki tej przyjaźni jestem tutaj. Bo podczas wojny ostatniej
to on — Charlie Chaplin założył specjalny k o mi t e t, żeby nas jakoś
uratować. Do tego komitetu weszli między innymi: Toscanini, Koussewitzky,
Rodziński — wielu dyrygentów. No i przesyłał mi też pieniądze.
Jeszcze od
czasów przedwojennych łączyła go silna zażyłość z Maurycym Ravelem, która z
czasem przerodziła się w przyjaźń. Zwłaszcza podczas ich wojennej emigracji w
Ameryce, gdzie to właśnie Tansman zajmował się Ravelem odwdzięczając się w ten
sposób za poprzednie lata. Tansman zaprzyjaźnił się także z Georgem Gershwinem,
który podobno był jego dalekim kuzynem, ale obaj o tym nie wiedzieli. Gershwina
zaprosił do Paryża i ten w końcu po wojnie go odwiedził. Tansman udzielił mu
kilku lekcji instrumentacji i aranżacji, gdyż Gershwin nie pobierał żadnej
edukacji muzycznej i musiał się zdawać na wynajętych aranżerów:
pewnego
dnia, telefon, to George. „Jestem w Paryżu. Stanąłem w Hotelu Majestic”.
Wsiadam w samochód, jadę i co widzę: Gershwin z mamą, tatą, wujem, kuzynem i
nie wiadomo jeszcze z kim! W końcu wyjechali, a on pracował ze mną nad
instrumentalizacją Amerykanina w Paryżu. Wędrowaliśmy avenue de la Grande Armée
w poszukiwaniu odpowiednich klaksonów, ponieważ potrzebne były nam klaksony. On
miał intuicję, kilka małych uwag zupełnie mu wystarczyło.
Jedno z
najważniejszych spotkań w życiu Tansmana miało miejsce w Indiach. W czasie
pobytu w Bombaju był prywatnym gościem Mahatmy Gandhiego. Wszędzie witano w
jego osobie jednego z najznakomitszych artystów polskich. Po latach wspominał:
Byłem w
Bombaju i spotykałem tam przede wszystkim Anglików grających w golfa. Ale jak
można przyjechać do Indii i ograniczyć się tylko do tego? Poszedłem więc do
świątyni buddyjskiej i spotkałem kapłana, który mówił po angielsku.
Powiedziałem mu: „mam co najmniej dwa tygodnie bezczynności, czy mógłby mi pan
pomóc? Chciałbym dowiedzieć się czegoś o Indiach. Z Anglikami mogę zawierać
znajomości w Europie”. Wtedy ów kapłan powiedział: „Przyślę panu jutro
studentów, oni pokażą panu co nieco”. I rzeczywiście przyszli. To oni pokazali
mi całą nędzę Indii. Zobaczyłem wszystko, co można było zobaczyć w ciągu kilku
dni. Na koniec spytali mnie: „czy zainteresowałoby pana spotkanie z Gandhim?”.
Ależ to szaleństwo! Gandhi z pewnością nie zechce mnie przyjąć! Sądziłem, że to
dowcip, ale nie, w dwa dni później dostarczono mi do hotelu list: „Pan Gandhi
będzie szczęśliwy, mogąc pana przyjąć”. Gandhi mieszkał w aśramie pod Bombajem,
wziąłem więc taksówkę, której właściciel nie chciał przyjąć zapłaty! Człowiek,
który wyszedł mi na spotkanie był nadzwyczajnej brzydoty. Nigdy nie widziałem
człowieka równie brzydkiego. Ale kiedy tylko uśmiechnął się wyglądał jak
święty! Studiowałem trochę Bhagawadgitę – ewangelię hinduizmu, aby otrzaskać
się i powiedziałem mu o tym. „Ależ dlaczego nie miałby pan zostać z nami przez
jakiś czas w aśramie?” Zostałem tam 6 dni. Wyjaśnił mi wszystko. Mam zresztą
egzemplarz z jego adnotacjami zrobionymi po angielsku. To było niezwykle
wzbogacające!
Podobnych
jak ta znajomości Tansman zawarł bardzo wiele poznał także papieża Jana XXIII, od
którego otrzymał błogosławieństwo, mimo iż sam nie był katolikiem. Grywał też z
samym noblistą Albertem Einsteinem, skarżył się, że ten nieco fałszował grając
Mozarta, ale za to bardzo entuzjastycznie przeżywał muzykowanie.
Prócz wielu
słynnych kompozytorów i wykonawców, znał także wielkich malarzy jak
Kandinsky’ego czy Modiglianiego, którego drobne prace posiadał w Paryżu przed
wojną:
Miałem
kolekcję serwetek... Było to niedługo już przed jego śmiercią. Spotykaliśmy się
wszyscy w kawiarni La Rotonde na Montparnassie, a on rysował coś na serwetkach
i ofiarowywał to przyjaciołom. Miałem około 2 tuzinów takich serwetek. Niestety
wszystkie skradziono. A mógłbym dziś być milionerem.
W czasie
pobytu w Belgii, gdzie wykonywano jego muzykę, poznał królową, u której
twórczość Tansmana zdobyła uznanie do tego stopnia, że zaprosiła go do swego
pałacu i grała razem z nim na fortepianie, a na jednym z bankietów zawstydziła
polskiego ambasadora:
Napisałem
utwór dla Quatuor Belge à Clavier, dedykowany królowej Elżbiecie, był to
kwartet na fortepian i orkiestrę, którym sam dyrygowałem w Brukseli. Po
koncercie poproszono mnie do loży. Królowa Elżbieta zapytała: „gdzie jest
pański Ambasador?” - Nie wiem, nie znam go - odrzekłem. Wówczas powiedziała:
„Czy mógłby pan zostać tu kilka dni? Zorganizuję przyjęcie na pana cześć”. No i
dwa dni potem przybył po mnie wysłannik królewski, któremu towarzyszył
policjant na motocyklu... Odbyło się przyjęcie. I wówczas do Ambasadora
polskiego królowa Elżbieta powiedziała: „Panie Ambasadorze, zazwyczaj
ambasadorowie przedstawiają na dworze swoich rodaków, pozwoli pan przedstawić
sobie polskiego kompozytora Aleksandra Tansmana”. Ambasador był bardzo
zmieszany i od tego czasu ilekroć byłem w Brukseli zawsze mieszkałem w gmachu
Ambasady.
W 1946 roku
Tansman powrócił do Europy i osiadł ponownie w Paryżu. Nadszedł dla niego czas
twórczej dojrzałości. Dzieła jego zaczęły wchodzić do obiegowego repertuaru
koncertowego na całym świecie. Tansman staje się klasykiem w obu znaczeniach
tego słowa: umieszcza się go bowiem wśród najwybitniejszych reprezentantów
kierunku neoklasycznego w muzyce światowej, obok Strawińskiego, Hindemitha,
Poulenca.
cdn.
Cytaty za „TRZYKROTNIE
UCAŁOWANY PRZEZ MUZĘ” rozmowa J. Tuszewskiego z A. Tansmanem
Komentarze
Prześlij komentarz