Na krakowskich melomanów i wielbicieli sztuki
wykonawczej Kennedy’ego czekało tego wieczoru wiele niezwykłych wrażeń, nie
wszystkie jednak okazały się pozytywne. Nigel Kennedy spóźnił się pól godziny
na swój własny koncert. Osamotniona publiczność niecierpliwie czekała siedząc w
przyciemnionej sali koncertowej krakowskiej Filharmonii.
Koncert rozpoczął
solowy występ Kennedy’ego, który wykonał
Sonatę a-moll Bacha – z właściwą sobie żywiołowością i nonszalancją, bez
większej troski o precyzję szczegółów i dopieszczenie drobiazgów wykonawczych.
Dla purystów byłoby to wykonanie nie do przyjęcia, ale Kennedy przyzwyczaił nas
już tego rodzaju gry: bardzo ekspresyjnej, nieco nawet bruitystycznej. Mimo
wszystko, interpretacja ta była bardzo przekonująca. Nigel, jak zwykle, grał
całym sobą, angażując w wykonanie całe swoje ciało, osiągając maksimum
ekspresji.
Na szczęście część
druga koncertu prezentowała się odmiennie. Muzycy zdecydowanie poczuli się w
swoim żywiole. Na scenie zakrólowała improwizacja jazzowa. Nigel, jak zwykle,
zebrał świetny zespół muzyków, którzy znakomicie się rozumieją, jak gdyby grali
razem od wielu lat, choć frontmanem na estradzie niepodzielnie był Kennedy. W
części tej Nigel „przesiadł się” na skrzypce elektryczne, których bardzo
charakterystyczne brzmienie, wzbogacał lub poddawał destrukcji różnego rodzaju
multi-efektami elektronicznymi. Stosowanie takich przetworników i efektów jak: distortion, chorus, flanger delay itp.
znane bardziej ze świata muzyki rozrywkowej daje też specyficzny efekt
brzmieniowy w odniesieniu do skrzypiec. W wielu momentach skrzypce Nigela
brzmiały jak rockowa gitara elektryczna! Szczególnie popisowe partie solowe
jego instrumentu przypominały „solówki” najlepszych gitarzystów-rockmenów, a
może nawet prześcigały ich w wirtuozerii. Całość zespołu w kulminacyjnych
partiach dawała pewien rodzaj dzikiego brzmienia, bardziej przypominającego
stylistykę noise-art niż jazzowego.
Program koncert
cechowała niestety mała spójność: z jednej strony solowy, wysublimowany,
wymagający skupienia Bach, z drugiej zaś dzikie i nieokiełznane improwizacje
jazzowe. Rozumiem chęci Nigela chcącego przekonywać swoich słuchaczy, lubiących
muzykę lżejszą, do zakosztowania w sztuce z wyższej półki, jednak na jego
koncert, choćby składał się z samych XX-wiecznych trudnych kompozycji,
publiczność i tak przyszłaby gromadnie, jak zawsze wypełniając filharmonię po
brzegi.
Czy takie zestawienie
repertuaru jest więc rodzajem postmodernistycznej dekonstrukcji estetycznych
kanonów czy też zwykłym brakiem dobrego smaku? W dzisiejszym świecie mnogości
interpretacji sztuki, „słuchacz opuszczony” musi na nie odpowiedzieć sobie sam.
Wykonawcy:
Nigel Kennedy - skrzypce, skrzypce
elektryczne
Bach & Nigel Kennedy Quintet
Piotr Wyleżoł - fortepian, organy Hammonda
Tomasz Grzegorski - saksofon
Adam Kowalewski - kontrabas, gitara basowa
Krzysztof Dziedzic - perkusja
Bach & Nigel Kennedy Quintet
Piotr Wyleżoł - fortepian, organy Hammonda
Tomasz Grzegorski - saksofon
Adam Kowalewski - kontrabas, gitara basowa
Krzysztof Dziedzic - perkusja
Program
Johann Sebastian Bach - Sonata a-moll
oryginalne kompozycje na kwintet jazzowy
oryginalne kompozycje na kwintet jazzowy
Komentarze
Prześlij komentarz