Trudny czas
Działalność PWM-u rozpoczęta w roku
1945, przypadła na czas szczególny w historii Polski. W wielu
wspomnieniach ludzi pamiętających tamten okres zachowała się refleksja o
przepełniającym ludzi entuzjazmie, energii i zapale do pracy, chęci
odbudowy zniszczonego wojną kraju. Ów entuzjazm szybko został stłumiony,
nie wykorzystany przez postępującą komunizację wszelkich aspektów życia
codziennego. Najgorsze przyszło jednak po roku 1949 po słynnym, acz
niechlubnym zjeździe w Łagowie, na którym przedstawiciele Partii
proklamowali nowy obowiązujący model sztuki „socrealistycznej”.
Nie pozostało to bez wpływu na
twórczość i wolność osobistą. Zaostrzona cenzura ograniczająca wolność
słowa oraz swobodę artystyczną siała wielkie spustoszenie w kulturze i
przysporzyła twórcom wiele problemów, często wręcz natury etycznej. Z
ograniczeniami cenzorskimi razem z artystami borykały się również
wydawnictwa i nie ominęły one także PWM-u.
Dzięki wysiłkom Tadeusza
Ochlewskiego, a później Mieczysława Tomaszewskiego PWM zachowywało pewną
dozę autonomii, dzięki czemu udawało się osiągnąć zamierzone cele
nieraz wbrew „linii ideologicznej Partii”. Wydawnictwo stało się w tym
trudnym czasie dla wielu ludzi kultury swoistym azylem, w którym mogli
spokojnie pracować nie nękani przez komunistyczne władze, znajdując
utrzymanie dla siebie i rodziny. Jedną z takich osób był pisarz Jan
Józef Szczepański, wspominał on:
O mojej współpracy z Polskim
Wydawnictwem Muzycznym zdecydował przypadek - dość charakterystyczny dla
stosunków w PRL. W 1953 roku redakcja „Tygodnika Powszechnego”, w
której byłem wówczas zatrudniony, została przez władze rozwiązana, a
następnie przejęta przez ludzi z PAX-u. Przyczyną była odmowa
umieszczenia w T. P. żałobnego artykułu po śmierci Stalina. Członkowie
redakcji znaleźli się na bruku, przeważnie bez środków do życia.
Instytucje publiczne bały się przyjmować ich do pracy. Jednym z niewielu
odważnych, gotowych podjąć takie ryzyko, okazał się Tadeusz Ochlewski,
dyrektor i założyciel PWM. U niego, po paru miesiącach bezrobocia,
znalazłem azyl. (…) Przyjęty do redakcji graficznej, musiałem uczyć się
pośpiesznie techniki sporządzania makiet i wszelkich innych mądrości,
wymaganych przez perfekcjonistycznego Wydawcę.
Takich osób było więcej, by wymienić
tu tylko Stefana Kisielewskiego lub jego małżonkę, która pracowała w PWM
w okresach, gdy na słynnego Kisiela pojawiał się „zapis”. Wielu spośród
autorów i kompozytorów było nękanych owymi zakazami w zależności od
panujących w danej chwili wytycznych aparatu władzy. Przywołam jeszcze
raz słowa Tomaszewskiego, który tak opowiada o zmaganiach z cenzurą:
Dla historyka będzie to trudny
problem. Treść „zapisów” na poszczególne nazwiska i poszczególne tematy
zmieniała się bowiem z fazy na fazę. To, co w pewnym okresie było
możliwe, w drugim było niedopuszczalne. Poza tym istnieli cenzorzy
bardziej łagodni i bardziej rygorystyczni. Ale także: bardziej pilni i
bardziej leniwi. Czasami nie chciało im się czegoś przewertować. To się
zderzało z zasadą, która panowała w PWM, której się trzymaliśmy: nie
uznajemy autocenzury, mimo iż było to warunkiem wymaganym od wydawców.
Wydawnictwa miały same wiedzieć, co wolno, a czego nie. Myśmy uważali,
że od tego jest cenzura. Nie mamy ochoty być plus catholique que le
pape.
cdn.
Komentarze
Prześlij komentarz